Szczawa, dnia 15 listopada 1978 r.

 

P r z y j a c i e l u

 

Siedzę w tej cichej górskiej wsi, trochę odpoczywam, więc myślę w samotności nad zarzutami, jakie od dłuższego czasu wysuwasz i tylu innych znajomych pod moim adresem.

Od jakiegoś czasu ożywiło się życie polityczne w kraju, występował Kościół z Prymasem Wyszyńskim, seniorzy polityczni, naukowcy, literaci, studenci, zaniepokojeni zmianami konstytucji, wypadkami w Radomiu i Ursusie, ograniczającą wolność słowa i przekonań cenzurą, pogarszającą się stale gospodarką, zależnością Polski od sił zewnętrznych itd. A starzy działacze ludowi, w tym i ja, milczymy. Jak to osądzi historia?

No, cóż, może w tym dużo racji, należałoby się liczyć z osądem historii i zabierać głos publicznie, wołać o potrzebie zmian, o poszanowaniu praw obywatelskich, godności ludzkiej, poprawę warunków pracy chłopów w Polsce.

W jaki sposób to robić i z jakim skutkiem? Żądać odpowiednich zmian, może tylko silny. Takim w Polsce jest dziś tylko Kościół, silny pełnioną misją, zachowaną organizacją i solidarnością społeczeństwa, głównie chłopów polskich. Kościół w Polsce może występować w imieniu i w interesie milionów wierzących, oceniać fakty, osądzać postępowanie władzy. Skutki dość skromne poza zyskiem moralnym, obroną stanu posiadania. W tym bierzemy bezpośredni udział, nie odmawiając nigdy Kościołowi pomocy.

Pewną siłę wśród występujących dziś w Polsce, stanowią studenci. Siłą młodości, zapału i naturalną chęcią szybszego przejęcia praw i obowiązków, do których dorastają. Denerwuje ich odgórny nakaz posłuszeństwa, denerwują hamulce potrzebnych zmian w rękach zasiedziałych i zadowolonych z siebie emerytów politycznych, dożywotnich „gospodarzy” państwa. Lecz wszystkie te zalety młodych przegrywają wobec siły aparatu państwowego w rękach tych dożywotników.

Zabierają również często głos zasłużeni seniorzy polityczni, powołując się na swoją przeszłość, własny udział w budowie ustroju socjalistycznego, pisząc do władz z goryczą, iż inaczej go sobie wyobrażali. Zawiedzeni osobiście, nie budzą współczucia.

Brakuje w tym gronie głosów dawnych, niezależnych działaczy ludowych. Garstka nas pozostała niewielka. Kogo i co dziś reprezentujemy? Wieś, chłopów polskich? Ależ ci chłopi dziś się nie liczą jako siła zorganizowana, polityczna, najwyżej jako dostawcy produktów rolnych na rynek miejski, przede wszystkim klasie panującej, robotniczej. Bo tak się dziwnie składało w historii narodu polskiego, iż zawsze ktoś z panujących do tej roli ich spychał i ograniczał. Wbrew ich woli i obronie równych praw obywatelskich i godności ludzkiej, narodowej.

Walczyli o te swoje prawa za czasów pańszczyzny, w czasach zaborów i niepodległej Polsce. Walczyli samotnie, nikt im nie pomagał, ani nawet nie współczuł, choć walczyli z narzuconą konstytucją i ordynacją wyborczą, pozbawiającą ich obywatelskich praw, z obozem rządów sanacji, wąskiej społecznie grupy wojskowo-obszarniczej, gdy protestowali w strajkach, gdy padali od kul ówczesnego aparatu państwowego, zapełniali szpitale i więzienia. Zachowawczy i postępowi milczeli, niektórzy zdziwieni, czego tym pariasom się zachciewa. Nie obawiali się sądu historii, czuli się powołani do tworzenia historii.

Tylko raz, gdy brakło panujących, w czasie tragedii narodowej, w czasie okupacji niemieckiej, wszyscy się zgodzili, iż chłopi mają równy obowiązek walki o wolność i niepodległość narodu i państwa, że nawet ten obowiązek ich jest większy, bo ich więcej jest w Polsce. Mają walczyć i żywić walczących. Robili, co mogli bojąc się osądu historii, że o krzywdach swoich pamiętają, o całość spraw narodowych nie dbają.

Niewiele im to pomogło po zwycięstwie i wyzwoleniu państwa. Wielcy tego świata na konferencji w Teheranie i Jałcie postanowili, iż nasz kraj wraz z innymi, aż po linię Łaby, będzie terenem eksperymentów nowego ładu, opartego na dyktaturze jednej klasy, robotniczej i jej reprezentacji, partii typu leninowskiego, Polskiej Partii Robotniczej.

Z natury tradycjonaliści, przekonani o potrzebie ustroju demokratycznego i suwerenności państwa, zostali przez konkurenta do wyłącznego posiadania władzy w Polsce, rozbici w puch mimo zwielokrotnionej siły pod firmą Polskiego Stronnictwa Ludowego. Znowu ciche pogrzeby, szpitale i pełne więzienia.

Fachowcy od rozgramiania „reakcji” i „wrogów ludu” w osobach Jakuba Bermana, Hilarego Minca, Romana Zambrowskiego przy wydatnej pomocy ministra bezpieczeństwa Radkiewicza i dobranego kata w osobie ppłk. J. Różańskiego szybko i sprawnie wybili chłopom z głowy mrzonki o prawie do współgospodarzenia, skoro rządzącą ma być tylko klasa robotnicza, a kierowniczą rolę pełnić w państwie tylko jedna partia typu leninowskiego. Robotnicy pogodzili się z tą nową teorią i godzą się na panowanie swej partii nad sobą.

Znaleźli się uczeni obrońcy tego przełomu w historii narodu polskiego, zwąc go łagodząco „okresem błędów i pomyłek”, a trudno kogoś za błędy czy pomyłki karać. Toteż nikt ich nie karał.

Ulegli dopiero starej prawdzie, że każda rewolucja zjada swoje dzieci, dziś nikt nie wspomni ich imienia. To równe śmierci z rąk bliskich.

Masz rację zarzucając, iż chłopi po tym pogromie zostali sami, bez swoich przywódców, bo ci co przeżyli i którym dawniej ufali, dziś milczą, obojętni na los ich obecny i ich przyszłość. Chłopi to widzą, widzą to i oceniają krytycznie ci, którzy od lat trudzą się w walce o odzyskanie pełnych praw obywatelskich dla wszystkich w Polsce, w tym i dla chłopów. Oczekują współpracy i pomocy ze strony ich przywódców. Gdzież oni są, dlaczego z uporem milczą?

Sam dobrze wiesz, jak niewielu ich, wiernych starym sztandarom, pozostało. Większość, ratując roztropnie swoje życie czy choćby zdrowie w czasie chłopskiego pogromu, podniosła ręce do góry i przeszła na stronę zwycięzcy, godząc się na rolę pomocnika przy budowie nowego, ustroju socjalistycznego, na kierowniczą w nim rolę komunistycznej partii. Niektórzy poszli dalej, w prasie i wydawnictwach starali się „naukowo” wykazać, jak wcześniej błądzili sami i wyżsi od nich organizacyjnie „reakcyjni” przywódcy chłopscy, godni potępienia za zdradę interesów chłopskich i narodowych. Okazali się o wiele gorliwsi w oskarżaniu, niż dawniej w pracy na rzecz chłopów i narodu polskiego. Jedni pracować nie umieli, drudzy nie chcieli, czekając na radykalne zmiany, które by im ułatwiły osobisty awans społeczny.

To też synowie chłopscy, kiedyś uważani za ich dorastających przywódców. Wyliczenia ich spełniły się. Obdarowani hojnie posadami, obsypani wysokimi orderami, żyją wygodnie i dostatnio z gwarancją dożywocia i państwowego pogrzebu za gorliwą pomoc majstrom nowego ustroju i za reprezentację chłopów w sojuszu pomocników z majstrami. Swoim przykładem pociągnęli dziesiątki tysięcy powojennych chłopskich inteligentów, ułatwiając im zdobycie dobrze płatnych stanowisk na tej budowie.

Falami wychodzą ze wsi, z gorliwością biegną na dobrze płatne posady, jakie oferuje im nowy ustrój, pozostawiając troskę o ziemię starym rodzicom. Wiedzą, co chłopi przechodzili po wojnie według starej, jeszcze rzymskiej zasady: Biada zwyciężonym. Walka klasowa na wsi, odgórna klasyfikacja chłopów na postępowych „biedniaków” i wrogów ludu „kułaków”, tępienie świadome tych ostatnich progresją podatków i „kontyngentów” przez długie lata, dyskryminacja ich dzieci w szkołach, wojsku, w zakładach pracy, ciężar odbudowy miast, przemysłu, budowa dróg i szkół itd.

Czy chłopi naprawdę tak się źle dziś czują i wyglądają pomocy od dawnych, starych swych przywódców? Którzy, jacy to chłopi? I w czym by im ci nieliczni mogli pomóc? Pisać podania, że jeszcze mają bolączki życia i pracy i prosić władze o ich usunięcie?

Co najgorsze chłopi w Polsce już przeszli, nie trzeba się znów tak o nich bać i szukać dla nich obrońców. Sami najlepiej się obronili, swoją znaną cierpliwością, przywiązaniem do pracy na roli, wiarą w Kościół i w Polskę, że jest wieczna i oni w niej potrzebni. Ustroje i władze na polskich ziemiach się zmieniały, ale chłopi na nich przetrwali i trwają do dziś. Jedni, co dotąd ziemi z rąk nie wypuścili w myśl nauki swego przywódcy, Wincentego Witosa, iż tyle Polski, ile ziemi w rękach polskich chłopów. Przez 30 lat po wojnie pamiętali o tej nauce i dlatego mimo wszelkich wysiłków i olbrzymich nakładów państwa, zbudowano zaledwie dwa tysiące spółdzielni produkcyjnych na wsi na ogólną liczbę 40 tysięcy osiedli wiejskich w Polsce. Wygrali walkę z klasykami marksizmu, iż każda prywatna własność prowadzi do kapitalizmu, a więc i chłopska, że należy ją obowiązkowo zlikwidować. Bo własność, posiadanie, rodzi niezależność, a ta jest szkodliwa i stąd obowiązek tępienia szkodników.

Dziś, trzeba to wyraźnie stwierdzić, chłopów w Polsce się coraz bardziej docenia i o ich względy zabiega. To synowie chłopów głównie nabudowali niezliczoną już ilość hut żelaza i kopalń węgla w Polsce, odbudowali miasta, budują statki do wywożenia polskiego węgla aż do Azji i Ameryki, ale coraz mniej w tym czasie ich ojcowie produkowali zboża i żywca dla hutników, górników, stoczniowców, dla miast.

Uczeni planiści od szybkiej budowy przemysłu zapomnieli, że ktoś te miliony wyciągniętych ze wsi chłopów musi w mieście wyżywić, że opuszczając wieś, porzucają pług i kosę, że ziemia sama nie będzie rodzić, że trzeba o nią dbać i dogadzać jej, bardziej niż o maszynę w fabryce.

Dość późno, ale zaczęto honorować chłopów. Na dożynkach państwowych dopuszczono od jakiegoś czasu, do wręczenia bochna chleba gospodarzowi Polski, potępianych dawniej „kułaków”, często 15-20 hektarowych gospodarzy indywidualnych. Co więcej, nikt nie ośmieliłby się dziś użyć pogardliwego określenia „kułak” na zamożniejszego chłopa, dziś to honorowany „producent rolny”. Im więcej posiada hektarów, jest wyżej ceniony i nagradzany. Prasa, nawet ta „ludowa”, z obowiązku popierająca kolektywizację, reklamuje nazwiska chłopów, hodowców 100, 300, 500 tuczników, właścicieli nawet 20-30 hektarów gruntów, zachęca do powiększania ich nawet.

Wyniszczona wieś materialnie, wyludniona na rzecz przemysłu, przestała produkować tyle, by wyżywić cały naród. Mędrcy-planiści długo nie chcieli się do błędów przyznać. Pocieszali się, że brak ze wsi zastąpią zakupy za granicą, są kraje, które mają nadwyżki żywności i nawet na kredyt chętnie odstąpią ją Polsce. Kraje kapitalistyczne. Bez chłopów można się obejść. Jednak, gdy zakupione 9 milionów ton zboża i pasz nie wystarczają, gdy dalej kolejki wyczekują godzinami za mięsem w mieście, gdy coraz trudniej o dolary na zapłacenie importu żywności od kapitalistów, znów ukłony pod adresem chłopów, tych bogatszych. Hołubieni dawniej postępowi „biedniacy” z zazdrością patrzą na te zaloty władz wobec dawnych „kułaków”, sami odsuwani na bok, jako proletariat rolny.

Walkę o właściwe miejsce i poszanowanie ich pracy w Polsce, chłopi wygrali sami, pozbawieni politycznych przywódców. Wiedzą, iż byli i są częścią narodu polskiego i że swój obowiązek, pracy dla narodu, dla wyżywienia go, świadomie wypełnią. Bo nuż by kapitaliści odmówili sprzedaży Polsce zboża, albo kapitalizm w ogóle zginął. Wiedzą przecież o starej zapowiedzi, że kapitalizm się już rozkłada, gnije. Może stąd tyle zboża tam rośnie?

Myślę, że z tym wyrokiem historii w stosunku do polskich chłopów i ich garstki starych, pokonanych przywódców, nie będzie tak całkiem źle.

Krzywdzeni, sami nigdy ani narodowi ani Polsce krzywdy nie wyrządzili, rachunków za swoje krzywdy nie wystawiali i o litość nikogo dotąd nie prosili. Jak mogli najlepiej, swoje obowiązki wobec narodu i państwa wypełniali, honoru i godności swojej strzegli, my za ich wzorem chyba też. Sąsiedzi nasi nie powinni mieć do nas pretensji, że więcej dla Polski zrobili i robią, a chłopi wygodnie śpią. Dobrej sprawie zawsze pomogą.

Ważniejsze jednak od bieżących kłopotów społeczno-gospodarczych w kraju są przyszłe losy ludzkości. Ogólny lęk rodzi niezliczoną ilość konferencji i apeli o pokój na świecie. Przeżywaliśmy taki stan przed wybuchem drugiej wojny światowej. Im więcej małe narody płaciły za cenę pokoju, tym większe szybciej wywołały wojnę. Czyżby historia niczego ich nie nauczyła?

Troska o los Polski musi nam stale towarzyszyć obok omawiania i zabiegów o rozwikłanie trapiących nas spraw bieżących. Wtedy i wyrok historii nie będzie nam groził.

 

 

Stanisław Mierzwa

 

Tekst pisany na maszynie.

Przepisał Wojciech Mierzwa.

 

 

 

 

Free business joomla templates